Playstataion Plus

niedziela, 13 listopada 2011

nieSławny: inFamous 2 - recenzja gry

Przed dwoma laty studio Sucker Punch w udany sposób rozpoczęło swoją przygodę z obecną generacją konsol PlayStation, prezentując graczom elektryzującą produkcję o superbohaterze – inFamous. Gra spodobała się recenzentom i fanom, chociaż brakowało jej iskierki wyrazistości i uderzenia gromu. Deweloper powraca do tematu w drugiej odsłonie tytułu, która jest dość typową kontynuacją: powtarza pewne pomysły i błędy, ale wprowadza też zupełnie nowe rozwiązania. Czy seria zmierza w dobrym kierunku? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, przetoczyliśmy przez miasto New Marais kilkadziesiąt tysięcy gigawatów.
Cole MacGrath powraca, żeby użyć nowych mocy w walce z jeszcze
potężniejszym przeciwnikiem – Bestią.
InFamous zakończył się w zaskakujący i dość niezrozumiały sposób. Przypomnijmy, że gra opowiada o kurierze przypadkowo przeistoczonym w superbohatera, który mógłby z powodzeniem zostać twarzą dowolnej spółki energetycznej. Cole MacGrath, bo o nim mowa, zyskał elektryczne moce i za ich pomocą oczyścił Empire City ze zła, które narodziło się po wybuchu artefaktu znanego jako „kula promieni”. W wielkim finale heros zmierzył się z Kesslerem tylko po to, by zdać sobie sprawę, że prawdziwy przeciwnik, tajemnicza Bestia, dopiero nadejdzie. Mija miesiąc od ujrzenia niezwykle groźnego wroga w wizji zwiastującej koniec świata, a Cole nie jest gotowy na to spotkanie. Na szczęście pojawia się nadzieja powiększenia mocy, i to w znacznym stopniu. Niejaka Kuo proponuje bohaterowi wizytę w mieście New Marais, gdzie urzęduje profesor Wolfe, jeden z twórców „kuli promieni”. McGrath nie waha się ani przez chwilę, bo nie zamierza zaprzepaścić swoich dotychczasowych dokonań.
Sceny otwierające inFamousa 2 zaskakują widowiskowością i dramatyzmem – od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę, a twórcy popisują się możliwościami silnika gry i sugerują, że w drugiej części serii czeka nas moc wrażeń. Wraz z McGrathem stajemy przeciwko wspomnianej Bestii – kilkudziesięciometrowemu gigantowi stworzonemu z czystej energii i lawy – która przedwcześnie nawiedza świat. Cole uchodzi z życiem i po kilku godzinach ląduje w New Marais. Niestety, sytuacja w tym mieście jest równie trudna jak w Empire City. Okolicą rządzi tyran Bertrand, który wypowiedział krucjatę odmieńcom takim jak nasz bohater (znanym w świecie gry jako „przewodnicy”). To oznacza, że lokalna policja na pewno nie pomoże w ratowaniu świata przed Bestią i uprzykrzy życie „demonowi z Empire City”.
„Demon z Empire City” znowu rozrabia. O ile chce tego gracz, który
ponownie może określić charakter bohatera.
Po widowiskowym wprowadzeniu wracamy na stare śmieci – otrzymujemy dostęp do pierwszej z dwóch dzielnic. Struktura gry nie uległa zmianie w stosunku do pierwowzoru. Ponownie, wykonując poboczne zlecenia, uwalniamy fragmenty mapy spod buta różnych frakcji. Tak jak w pierwszym inFamousie jest to zupełnie opcjonalny proces, który służy jedynie polepszaniu umiejętności bohatera i wpływa na jego charakter. Za wszystko, co robimy – od beztroskiego patrolowania okolicy aż po pomaganie ludziom – otrzymujemy punkty doświadczenia, które wydajemy na różne ulepszenia. Dostęp do wielu z nich jest związany z charakterem Cole’a, który standardowo może być skrajnie różny: dobry/humanitarny lub zły/chaotyczny. Oprócz tego pewne moce są ściśle powiązane z misjami fabularnymi, w których zbieramy tak zwane rdzenie wybuchu. Ciekawym akcentem jest konieczność zaliczania drobnych wyzwań w celu odblokowywania niektórych elementów. Powoduje to, że automatycznie szukamy nowych sposobów na eliminowanie wrogów.
Zadania poboczne są wariacją na temat tego, co znamy z „jedynki”. Walczymy w nich z przeciwnikami, atakujemy ich „posterunki” (tym razem także pod postacią łodzi) czy skaczemy po dachach. W sumie dostaliśmy kilka rodzajów powtarzających się misji (z pewnymi wyjątkami). Najważniejsze jest to, że chociaż wiele z nich wygląda znajomo, to autorzy zmodyfikowali ich przebieg oraz charakter. Zamiast eliminowania nadajników satelitarnych aktywujemy podstacje energetyczne. Nie wykonujemy też trików dla fotografa, ale sami robimy zdjęcia różnym obiektom i sytuacjom. Dzięki tego typu odświeżeniu odbijanie miasta z rąk oszalałej milicji i innych frakcji jest nadal dobrą zabawą oraz niezłym wyzwaniem.
Film:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz