Playstataion Plus

piątek, 9 grudnia 2011

Recenzja gry Fusion: Genesis

XBOX 360  

Recenzja gry Fusion: Genesis



Fusion: Genesis ma jeden poważny problem – nikt o tej grze nie słyszał. W dobie zalewających nas obecnie hitów, szpila przejdzie niezauważona, bo chyba tylko sam producent stara się w jakiś sposób wypromować swój nietuzinkowy projekt. Szkoda, zwłaszcza, że chłopaki z Starfire Studios mają za sobą sam Microsoft, który w tym przypadku jest chyba tylko po to, żeby ładnie wyglądał. Nic to, mam nadzieję, że uda się opchnąć chociaż to kilkanaście tysięcy sztuk, bo jest to jedna z ciekawszych produkcji bieżącego roku, która ukazała się w ramach Xbox Live, chociaż do ideału brakuje jej sporo.



Więcej filmów z Fusion: Genesis


Rzecz dzieje się w odległym 2221 roku, kiedy to na Ziemi zasoby dobiły do magicznego zera, a ludzkość wyruszyła w kosmos, w poszukiwaniu nowych miejsc do zasiedlenia. Jak to z naszą rasą bywa, „człowieki” wkrótce podzieliły się na frakcje walczące o najlepsze kąski, a my wcielamy się w asystenta pewnego profesora, który odkrył sposób na pozbycie się tego problemu. Oczywiście, teraz każdy chce posiąść tajemną wiedzę, a my nie możemy dopuścić, by ta wpadła w niepowołane ręce. Na szczęście nie jest to zwykła strzelanka w stylu Geometry Wars, chociaż akurat podstawowe zasady sterowania (lewa gałka – ruch, prawa – strzał) zaczerpnięto akurat z niej. Gra ma sporo więcej do zaoferowania i jest to jeden z najbardziej rozbudowanych tytułów dostępnych w sieciowej usłudze konsoli Xbox 360.

Tytuł ma mocne powiązania z siecią. W każdej chwili do zabawy może dołączyć inna osoba, czy to przyjaciel z listy czy ktokolwiek inny. Oczywiście można pobawić się opcjami, wyłączyć multi całkowicie i też da się grać, ale wtedy produkcja trochę traci na swojej urodzie. Trybów zabawy jest kilka, można bronić bazy przed hordami przeciwników, można łupać w przejmowanie punktów respawnu (tu również należy walczyć o swój „domek”), można wspólnie wykonywać misje i można to wszystko robić w dowolnej chwili. Fajna integracja, chociaż taki Warzone jakoś niezbyt zachęcił mnie do głębszego poznania.


Recenzja Fusion: Genesis


Mimo całego urodzaju związanego z Xbox Live, gra się najlepiej samemu. Fusion: Genesis to połączenie kilku gatunków. Jest levelowanie pilota i pomocnika (Sentient), zdobywanie punktów doświadczenia, które przekładają się na konkretne zdolności (większa ilość zdrowia, siła, szybkość, itd.). Możemy, a raczej musimy, kupować nowe bronie, pojazdy, zmieniamy frakcje w locie, wykonujemy questy główne, poboczne, zbieramy minerały, jest tego sporo. Ma to swoje plusy, ma też i minusy. Jednym z nich jest fakt, że na początku można się w tej całej zawartości pogubić. Wątek fabularny straciłem po kilku godzinach. Niektóre kwestie są czytane, ale sporo dowiadujemy się z kolejnych linijek tekstu, a że leń ze mnie niesamowity, to po czasie przestałem zawracać sobie głowę tymi wszystkimi wyrazami, jednak historia jako taka nie jest zbyt ciekawa, więc to mała strata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz