Playstataion Plus

niedziela, 5 lutego 2012

Mirror`s Edge - recenzja

Mirror's Edge od samego początku zapowiadało się na wyjątkową pozycję. Gra produkowana przez Szwedów z DICE, twórców wyśmienitej serii Battlefield, miała opierać się na jednym elemencie - jak najszybszym pokonaniu drogi między punktem A i B za pomocą swoich kończyn oraz wykorzystując w przemyślany sposób przeszkody - krótko mówiąc, parkour.

Graficzna koncepcja miasta


mirrors edge

Aby jednak nie było to jałowe bieganie, trzeba było dodać jakąś kampanię, która nadałaby temu wszystkiemu sens. I owszem, uczyniono to, chociaż niestety nie powiem wam dużo na temat fabuły, oprócz tego że jest. Czemu? A to już zasługa jednego z internetowych recenzentów, który uznał, że jak on przewidział wszystkie zwroty akcji, to pozostali również, więc nic nie stoi na przeszkodziepospoilerować w wideorecenzji. Notabene równie "genialni" byli swego czasu recenzenci Hypera, którzy swój materiał dotyczący Neverwinter Night upiększyli wszystkimi filmikami w grze, włącznie z końcowym. Genialne co nie? No ale dość tej dygresji.

Próba szybkiego pokonania pierwszej misji 




W efekcie pierwsze 1/4 fabuły znałem, jest ona wszystkim doskonale znana ze zwiastunów i zapowiedzi - żyjemy w totalitarnym, acz niesamowicie czystym mieście. Nasza Faith buntuje się przeciw takiemu porządkowi i przyłącza się do tajnej organizacji sprinterów, która przekazuje pakunki klientów do miejsc docelowych. Niestety, (nie)spokojny żywot zostaje zakłócony przezmorderstwo kandydata na burmistrza, w które została wrobiona siostra bohaterki. Musimy jej oczywiście pomóc. Dalsze 2/4 to rozwój wątku, cokolwiek jednak słabo opisanego, wiele rzeczy jest niewiadomych albo ledwo rozwiniętych. Tak czy inaczej przyjemności z odkrywania dalszych losów historii nie miałem za wiele, dzięki wspomnianym spoilerom. Ostatnia 1/4 kampanii to już zakończenie, niewiele mówiące, bo gra ma mieć przecież sequele.

Grafika do odblokowania - blok więzienny, wycięty z gry


mirrors edge

Tak więc niestety fabułę musiałem spisać na straty, nie powiem wam nawet, czy rzeczywiście łatwo ją przewidzieć, bo jak przewidywać coś, co się wie? Tak czy inaczej, może ona niektórych zainteresować, szczególnie dzięki ukazaniu jej poprzez animowane scenki, inni jednak potraktują ją tylko jako pretekst do biegania po planszach.

Misji jest 10. Gra daje się przejść w dwa dni, trudno więc mówić o szczególnie długim czasie rozgrywki. Wiele z czasu spędzonego nad grą to próba pokonania kilku, szczególnie trudnych fragmentów. Mirror's Edge nie jest z pewnością łatwą grą, szczególnie dla tych, którzy ze zręcznościówkami są na bakier. Co prawda samo znalezienie sposobu dostania się gdzieś nie jest jakoś nadzwyczajnie trudne, szczególnie przydaje się zaznaczanie przez grę ważnych obiektów na czerwono, ale sama realizacja, już tak.

Nie przypomina wam to Cytadeli z Half-Life 2?


mirrors edge

Nie raz zdarza się, że biegamy, skaczemy i spadamy, ładujemy grę, biegniemy, skaczemy i spadamy, ładujemy grę, biegniemy, skaczemy i spadamy, ładujemy grę, biegniemy i spadamy za krawędź, ładujemy grę, skaczemy i spadamy, ładujemy grę, biegniemy i skaczemy i... nie spadamy! Z radością biegniemy dalej i... spadamy. I tak w kółko przez najbliższe 10-15 min., dopóki nie uda się wszystkiego połączyć w zgrabną, ciągłą sekwencję ruchów. Czasami zdarza się, że mamy do czynienia z etapem pełnym wrogich jednostek. Wtedy więc zazwyczaj biegniemy, próbujemy rozbroić przeciwnika i giniemy od kul, ładujemy grę, biegniemy, próbujemy uderzyć przeciwnika i giniemy od jego kolby, ładujemy grę, biegniemy, próbujemy rozbroić przeciwnika, udaje się to nam, ale zastrzelił nas jego kumpel stojący 5 m dalej, ładujemy grę...Dobrze, że punkty zapisu w grze są rozsiane często i gęsto.

Próba pobicia czasu na jednej z plansz w trybie wyścigu na czas


I, co najważniejsze, chciało mi się starać, miałem motywację aby, pomimo frustracji, zdenerwowania i paru niezbyt ładnych słów, pokonać dany etap gry. Dzieło DICE po prostu gra na naszej ambicji. Łatwe, płynne fragmenty gry, gdzie udaje się nam uzyskać tzw. stan flow, czyli wręcz automatycznego pokonywania przeszkód, co daje ogromną radość i satysfakcję, przeplata z fragmentami, kiedy nie możemy pokonać kilkunastometrowego odcinka. To niczym uderzenie rękawicą w twarz i szydercze powiedzenie "co, nie potrafisz przejeść tego? Ha!". Tak więc z wyniosłą dumą siedzimy i ślęczymy, póki nie przejdziemy. A jak przejdziemy jesteśmy przepełnieni satysfakcją.

I radością, bo gra się w Mirror's Edge po prostu wyśmienicie. Sama idea skakania oraz szybkiego biegania nie jest może nowa, ale to samo w perspektywie FPP już tak. I jak się okazuje, to strzał w dziesiątkę. Gra nabiera niesamowitego smaczku dzięki możliwości obserwacji, jak Faith wykonuje wszystkie wyklikane przez nas ruchy za pomocą swoich rąk i nóg,jak się porusza. Z drugiej strony odczuwa się coś z pogranicza irytacji oraz współczucia, kiedy po raz dziesiąty słyszy się odgłos łamanego karku.

Zagadka: na czym stoimy?


mirrors edge

Walka w tym tytule jest równocześnie całkowicie niechciana. Co prawda możemy strzelać, co prawda możemy walczyć wręcz, ale nie jest to ani zbytnio przydatne, ani zbytnio interesujące. W momencie kiedy zamiast szybkiego rozbrojenia lub walki mogłem wybrać szybki ruch między barierkami, to zazwyczaj wybierałem to drugie. Szkoda tylko, że są momenty w grze, kiedy musimy walczyć.

No tak, wszystko pięknie, ale co zrobić po skończeniu kampanii? Wtedy pozostaje nam tylko jedno, śrubowanie wyników szybkości przejścia poszczególnych rozdziałów oraz plansz. W pierwszej opcji, tzw. gonitwie musimy zrobić to samo co w kampanii, ale tym razem po prostu szybciej. Swoją drogą z limitów wynika, że grę po dniach treningu można przejść w mniej niż półtorej godziny. Natomiast na planszach w trybie wyścigu na czas musimy przebiec pomiędzy kolejnymi checkpointami w jak najkrótszym czasie. Motyw doskonale znany z gier wyścigowych. I co ciekawe, doskonale zdaje egzamin. Tyle mogę powiedzieć po ostatnich kilku godzinach prób zaliczenia najniższego czasu klasyfikacji. Dzięki pomocy solucji z YouTube (ta...) udało mi się to na dwóch planszach, chociaż nawet pomimo podpowiedzi nie było łatwo. Dość powiedzieć, że raz do zdobycia 3 gwiazdek za czas zabrakło mi 3 setnych sekundy. Aby nadrobić ten nieszczęsną stratę musiałem spędzić kolejne pół godziny. Wolę nie myśleć ile musiałbym siedzieć nad grą, aby pokonać kogoś z Top10 najlepszych graczy.

Druga plansza w wyścigu na czas 



Teraz słówko o sterowaniu, niejako najważniejszej kwestii technicznej w tym tytule. Ja, człowiek który ma do czynienia padem tylko przy rozgrywkach w Fifę 09, muszę przyznać, że opanowanie sterowania za pomocą tego kontrolera nie było zbytnio trudne. Ba, udało mi się nim przejść nawet całą grę! Jedynym zgrzytem było to, że gra dziwnie interpretowała ruch moim lewym analogiem i przechylenie go do przodu oznaczało ruch Faith do tyłu. Szybko się do tego jednak przyzwyczaiłem. Do tandemu myszka + klawiatura podchodziłem dość nieufnie, z racji przykrych doświadczeń z innymi portami z konsol, ale żeby nie być gołosłownym postanowiłem spróbować chwilę pograć na nim i... jestem bardzo mile zaskoczony. Może to efekt przyzwyczajenia i po prostu pewnego "doświadczenia", ale opanowanie całego sterowania zajmuje dosłownie chwilę i dla mnie, PCtowca, jest znacznie bardziej dokładne niż pad. Wniosek? Mirror's Edge nie jest grą, w którą trzeba grać określonym typem kontrolera, wszystko zależy tylko i wyłącznie od waszych preferencji.

I ostatnia kwestia, grafika oraz dźwięk. Ta pierwsza jest piękna i nie ma się co rozwodzić za wiele, bo o wszystkich jej zaletach mogliście się już przekonać wielokrotnie. Wielkie, sterylne miasto oraz krzykliwe kolory nadają taką samą świeżość Mirror's Edge jak Art Deco nadał Bioshockowi. Dodajmy do tego piękną animację ruchów oraz szereg efektów (w tym jednak zbytnio eksploatowany HDR), i oprawa wizualna zasługuje na uznanie. Dźwięk również jest dobry, polska lokalizacja jest porządna i nie burzy jako tako klimatu, zaś odgłos łamanego karku Faith budzi wrażenie "wiarygodnego". Muzyka ze swoim sztandarowym utworem Still Alive już z pewnością jest wam znana jako udana ścieżka dźwiękowa.

Niewykorzystane projekty okładek magazynów


mirrors edge

Przy tych całych wspaniałość niestety jeszcze bardziej rażą różnego typu niedoróbki techniczne. Zdarzyło mi się np., że po którymś z kolei ładowaniu gry monitor się wygaszał i trzeba było przełączyć się chwilowo do pulpitu, aby wszystko wróciło do normy. Być może to jakaś anomalia, być może kwestia sterowników ATI/AMD, ale jest to dosyć uporczywe. Z innych błędów można wymienić takie drobnostki jak np. błędna animacja przy śmierci bohaterki albo mała, ale jednak szansa na dostanie się do obszaru teoretycznie niedostępnego (i przy okazji konieczność zaczynania poziomu od nowa, niestety). Nie są to jednak wady, które zmieniają ocenę gry.

A ta jest, w moim przypadku, pozytywna. Mirror's Edge, pomimo że krótkie, zapewnia sporą dawkę świeżości. Kiedy wpadnie się w flow czerpie się niesamowitą radość gry. Z drugiej strony kiedy utkniemy lepiej mieć naprawdę mocne nerwy, szczególnie w przypadku próby bicia rekordów w ?wyścigowych" trybach gry. Inną kwestią jest to, czy krótka gra oparta głównie na jednym elemencie warta jest wydania ok. 130 zł. Z mojej strony, chociaż samą grę otrzymałem, odpowiedź brzmi tak, udawanie małpki, która skacze po miejskiej dżungli jest po prostu niesamowicie fajne. I czasami frustrujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz